Świadectwo Zosii Taton

Życie z Bogiem – Zosia Taton

Moja droga do Naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa była ciernista i pełna doświadczeń, ale doprowadziła do celu. Byłam wychowana w rodzinie katolickiej. Dzieciństwo miałam skromne, ale spokojne i bezpieczne. Dorastałam w ciepłej atmosferze rodzinnej natomiast moje małżeństwo było czymś odwrotnym. Kochałam męża i pragnęłam mieć kochającą się rodzinę, gdy urodził się nasz syn byłam bardzo szczęśliwa i dziękowała Bogu, że dał nam upragnione dziecko. Moja radość nie trwała długo, mąż był na rencie i miał dużo czasu wolnego, znalazł sobie towarzystwo do kieliszka i zaczął nadużywać alkoholu. Nie pomogły prośby i groźby. Był bardzo agresywny i często wszczynał awantury. Ja pracowałam, a on miał zajmować się synem, ale często to rodzice opiekowali się nim, gdyż mieszkaliśmy w jednym domu. Coraz częściej dochodziło do awantur z moimi rodzicami i ze mną. Chcąc ratować moje małżeństwo postanowiłam budować dom z dala od tej pijackiej meliny, w której maż tkwił. Pojechałam do pracy za granicę, ciężko pracowałam na utrzymanie mieszkania i budowę nowego domu. Kosztowało mnie to dużo wyrzeczeń i zdrowia, a najgorszą była rozłąka z synem. Moi rodzicie opiekowali się moim synem, co mogli to pomagali, lecz mąż nie doceniał tego i tak często im ubliżał i oczerniał wraz z nimi całą moją rodzinę. Postanowiłam wrócić do kraju, prosiłam męża żeby się leczył, szukałam pomocy u jego rodziny, lecz jej nie otrzymałam. Byłam bardzo nieszczęśliwa, nie miałam znikąd pomocy, modliłam się do Boga, prosiłam o pomoc, ale źle prosiłam i mnie nie wysłuchiwał. Nie sposób opisać tego, co przeżyliśmy wraz z synem w obawie o moje życie i syna opuściłam mój rodzinny dom, wynajęłam sobie małe mieszkanie i podałam o rozwód. Rozwód otrzymałam dopiero po dwóch latach, gdyż nie zgadzał się na rozwód bez orzekania winy. Był to kolejny koszmar, który przeżyłam z synem, co odbiło się na naszym zdrowiu. Często pytałam Boga co takiego złego zrobiłam, że mam tak ciężkie życie, pełne łez, upokorzeń i doświadczeń. Mąż nawet po rozwodzie nie dawał mi spokoju, choć zostawiłam mu wszystko, cały nasz dorobek i mieszkanie u rodziców. Odgrażał się, że pozbawi mnie życia i że moje mieszkanie jest pod mostem. Bałam się go, unikałam i żyłam w strachu o moje dziecko. Spisałam testament, by zabezpieczyć mojego syna. Było mi bardzo ciężko, pracowałam w Polsce, a w każdy mój urlop wypoczynkowy wyjeżdżałam za granicę, aby zarobić na studia syna i wykończenie mieszkania w domu, który był w stanie surowym, byśmy mieli z synem własny kąt. Na pozór byłam wesoła i uśmiechnięta. Starałam się ukryć mój ból i rozczarowanie, które nosiłam w mym sercu, często płakałam w ukryciu, aby nikt nie widział moich łez. Byłam jak zranione zwierze żyjące w bólu i strachu co przyniesie jutro. Pomimo tych wszystkich doświadczeń nie odwróciłam się od Boga, żyłam według jego przykazań, chodziłam do kościoła, modliłam się i prosiłam, aby zmienił moje życie. Starałam się czytać Biblię, ale była dla mnie niezrozumiała i zniechęcało mnie to. Wolałam coś weselszego, oglądanie filmów lub seriali. Mam serdeczną przyjaciółkę ewangeliczkę, z którą przyjaźnie się 35 lat. Ona często mówiła mi o Bogu, pocieszała i zapraszała do swojego kościoła na nabożeństwa. Ofiarowała mi Nowy Testament i kilka innych książek o Bogu, lecz mnie zawsze brakowało czasu na ich przeczytanie. Przenieśliśmy się z synem do częściowo wykończonego domu i byliśmy szczęśliwi z tego faktu. Syn studiował, a ja pracowałam, unikałam rozmów i spotkań z mężem, gdyż zawsze kończyły się awanturą i rany które się zabliźniły otwierały się na nowo. Zawsze pragnęłam miłości, chciałam być kochana i kochać. Po ośmiu latach mojego samotnego życia pojawił człowiek, którego znałam od dzieciństwa i przyjaźniliśmy się. Nasze drogi się rozłączyły, ja wyszłam za mąż, a on wyjechał za granicę. Spotkaliśmy się po 25 latach, przyleciał do Polski i odwiedził mnie. Wyznał mi wtedy, że kochał mnie od zawsze i prosił żebym z nim wyjechała i na nowo ułożymy sobie życie. Jest to człowiek spokojny, bez nałogów i szlachetny. Zaznałam tyle zła i krzywdy i dobro tego człowieka sprawiło, że zakochałam się w nim. W głębi duszy coś mówiło mi, że nie powinnam, ale wielkie uczucie zagłuszyło wyrzuty sumienia. Wysłał mi zaproszenie i poleciałam do niego. Był to piękny czas, który przeżyliśmy razem. Byłam bardzo szczęśliwa i dziękowałam za to Bogu. Mogłam zostać, ale w Polsce był syn, który mnie potrzebował, którego równie bardzo kochałam i kocham i moi rodzice w podeszłym wieku. Wróciłam do kraju i obiecałam, że przylecę za rok, może daw, gdy syn ukończy studia, a ja pozałatwiam wszystkie sprawy związane z pracą i domem. Byłam zadowolona i radosna, wreszcie odmieniło się moje życie, lecz ciągle gdzieś w głębi duszy męczyła mnie myśl, że nie wolno wiązać z tym człowiekiem, gdyż mam już męża. Te wyrzuty zagłuszały moje szczęście. Moja koleżanka prosiła i tłumaczyła mi, żebym nie wyjeżdżała, gdy zwiąże się z tym człowiekiem będę żyła w grzechu i skazana będę na wieczne potępienie. Mówiła, że jest to wbrew nauce naszego Pana Jezusa Chrystusa, była już wtedy osobą nawróconą. Powierzyła swoje życie Jezusowi Chrystusowi i dlatego tak usilnie starała się odciągnąć mnie od mojego zamiaru. Zapraszała mnie i mojego syna do siebie i zabierała na wieczory modlitewne społeczności, w której była. Wszyscy byli w stosunku do nas bardzo serdeczni, modlili się o nasze nawrócenie. Podobały nam się wspólne modlitwy, śpiewy i rozważania tekstów biblijnych, chętnie uczestniczyliśmy w nich. Zaproszono nas do Dzięgielowa na ewangelizację. Mój syn właśnie tam powierzył swoje życie Jezusowi Chrystusowi. Ja nie miałam odwagi wyjść do przodu, czułam się grzeszna i niegodna, gdyż kochałam człowieka, którego nie powinnam. Nie zapomnę tego, jaki szczęśliwy był mój syn, że powierzył swoje życie Jezusowi Chrystusowi. Dzielił się z wszystkimi tą radosną nowiną, lecz moja rodzina i rodzice nie podzielali jego radości, wręcz przeciwnie, pytali mnie co się stało, czy nie jest przypadkiem chory. Ja bardo cieszyłam się ze szczęścia syna i nie zważałam na opinię rodziny. Mój syn wraz z koleżanką mówili mi żebym czytała Biblię i prosiła Boga o dar łaski, modlili się za mnie. Gdzieś w głębi serca pragnęłam wyznać Bogu, że jestem wielkim grzesznikiem, lecz brak mi było odwagi. Syn dostał propozycje pracy za granicą, a ja zostałam sama. 8 października 2007 r. pojechałam do mojej koleżanki, gdyż miała urodziny i akurat w tym dniu była u nie społeczność modlitewna kobiet. Wszyscy pięknie śpiewali i modlili się do naszego Boga Ojca i jego Syna Jezusa Chrystusa. Czułam, że ja też tak bardzo pragnę się pomodlić. Ze łzami w oczach wyznałam Bogu, że jestem wielkim grzesznikiem, że moje życie było złe i grzeszne z dala od Niego. Przepraszam Go za to i czuje się samotna i opuszczona i potrzebuję miłości i wsparcia. Pan Jezus Chrystus wysłuchał mnie i obdarzył mnie miłością. Byłam bardzo szczęśliwa i zapamiętam ten dzień do końca życia. Pan wlał w moje serce wielką miłość i chciałam to ogłosić całemu światu. Zostałam tak samo potraktowana jak mój syn, rodzina i koleżanki w pracy podejrzliwie na mnie spoglądali, ale ja nie przejmowałam się tym. Tym szczęściem dzieliłam się moim synem, który dziękował Bogu za dar łaski, którym mnie obdarzył. Zaznałam tyle zła i przemocy, lecz Pan obdarował mnie największym skarbem, Jego Synem, a wraz z nim życiem wiecznym. Czytałam chętnie Biblię, słuchałam pieśni i Ewangelizacji. Wszystko dla mnie stało się przejrzyste i zrozumiałe. Tak mało mogłam rozmawiać a Bogu, a tak bardzo chciałam. Zaczęłam chodzić do Kościoła Ewangelickiego, który poleciła mi moja koleżanka. Znała ks. Macha, słuchała jego kazań i mówiła, że przemawia do serca każdego. Z tak wielką uwagą słuchałam kazań ks. Macha i często łzy spływały mi po policzkach. Byłam wzruszona do głębi serca i szczęśliwa. Dziękowałam Bogu za dar łaski, którym mnie obdarzył, odebrał mi miłość do człowieka, a w zamian obdarował mnie swoją miłością i rozmiłował w Nim moje serce. Wyrwał mnie z ciemności tego świata, otworzył moje oczy i uszy na Jego słowo i rozświetlił mój umysł. Dziękuje mu nieustannie za to, nie wystarczy wyznać swoich grzechów i powierzyć swoje życie Chrystusowi, trzeba mieć mieć społeczność z braćmi i siostrami w Chrystusie. Ja tego nie miałam, pracowałam na dwie zmiany, miałam bardzo odpowiedzialną i wyczerpującą pracę. Zbyt mało czasu poświęcałam dla Boga. Pan mi o tym przypomniał zsyłając na mnie następny krzyż, chorobę syna. Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba i pytałam Boga we w łzach, dlaczego to ja nie jestem chora, lecz mój j ukochany syn, który tyle zła przeżył w swoim życiu. Mój syn bardzo dzielnie zniósł ten cios i widział, że strasznie to przeżywam. Pocieszał mnie i mówił, że z tą chorobą można normalnie żyć. Będę się modlił i ty się módl do Naszego Pana Zbawiciela, On jest najlepszym lekarzem, On mnie uzdrowi. W dzień starałam się udawać, że jest wszystko w porządku. Nocą w ukryciu płakałam i prosiłam Boga, żeby mi ulżył moim cierpieniu, odebrał gorycz i ból żebym mogła to znieść. Unikałam ludzi, zamknęłam się w sobie, nie chciałam nigdzie wychodzić, czytałam Pismo Święte i szukałam odpowiedzi, dlaczego znowu mnie to spotkało, co robiłam źle i gdzie popełniłam błąd? Pan mnie wysłuchał i powoli wyciągnął mnie z tej rozpaczy. Otrzymałam rentę, dziękuje za to Panu Bogu. Wreszcie miała dużo czasu i mogłam iść na Studium Biblijne, gdyż Mu to obiecałam. Zabrałam z sobą syna, zostaliśmy bardzo serdecznie przywitani i bardzo nam się podobało. Syn chodził tylko kilka miesięcy, gdyż ponownie wyjechał do pracy za granicę. Ja chodzę nadal, rozmiłowałam się w czytaniu książek o Bogu i jego Synu. Pan dał mi odwagę składania świadectw o nim i o tym jak potrafił zmienić moje życie i innych. Dziękuje Bogu za Jego Syna Jezusa Chrystusa, za to, że nadała sens naszemu życiu, wlał w moje serce miłość do Boga i ludzi i ofiarował mi życie wieczne. Bezcenny skarb Jezusa Chrystusa, który umarł za moje grzechy, abym mogła mieć życie wieczne i zamieszkać z Nim w domu Ojca. Dał mi nową rodzinę, kochającą i miłującą się wzajemnie, moich braci i siostry w Chrystusie. Dziękuję, że mogę Go uwielbiać w modlitwach i pieśniach. Teraz rozumiem dlaczego mnie Pan doświadcza, ponieważ mnie kocha i szlifuje jak ten diament, abym była bez skazy na przyjście Pana Jezusa Chrystusa. Dziękuję za miłość, której zawsze pragnęłam. Dziękuję za cierpienia, które doprowadziły mnie do Jego Syna. Dziękuję za miłość, która wlał w moje serce i za to, że w chwilach zwątpienia i niepokoju Jest moją pociechą i ratunkiem. Proszę, aby mnie prowadził przez dalsze życie, ochraniał i leczył ciało i duszę. Pragnę życzyć wszystkim takiego daru miłosierdzia i daru łaski od Naszego Boga i zbawiciela Jezusa Chrystusa, gdyż jest bezcenny skarb jaki możemy otrzymać w życiu doczesnym, a po śmieci życie wieczne. Pozwolę sobie zacytować piękny wiersz przeczytany w jednej z z książek, który utkwił w mojej pamięci i sercu: „Świat nie jest domem mym, Jam tu przechodniem jest, Me skarby w niebie są, Nie w tej dolinie łez” Jak pięknie iść z Panem Jezusem Chrystusem przez życie, nie lękać się śmierci i mieć pewność, że droga ta prowadzi do Naszego Ojca, który jest w Niebie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *